Jarosław Bieniecki – Runmageddon – bieg i walka z przeszkodami.

Jarosław Bieniecki – Runmageddon – bieg i walka z przeszkodami.

Recepta na ruch
Recepta na ruch
Jarosław Bieniecki - Runmageddon - bieg i walka z przeszkodami.
/

W tym odcinku wspólnie z Jarkiem Bienieckim rozmawiamy o biegach przeszkodowych (OCR).

Jarosław Bieniecki – przedsiębiorca od 9 lat, przez poprzednie 9 menedżer i konsultant w kilku korporacjach. Założyciel cyklu Runmageddon i sieci siłowni RMG GYM. Współzałożyciel Biegu Rzeźnika. Były Dyrektor Sportowy Maratonu Warszawskiego. Sześciokrotny medalista mistrzostw Polski w biegach długich. Autor książki RUNMAGEDDON, czyli bierz z życia więcej. Mówca inspiracyjny. Zaangażowany ojciec trójki dzieci. Aktywny fan lekkoatletyki i sportów walki.

Z Jarkiem rozmawiamy między innymi o:

✅ jego doświadczeniu w organizowaniu biegów

✅ tym czym są biegi OCR i jak stworzył Runmageddon

✅ liczbie Polaków, którzy wybierają biegi ekstremalne

✅ przeszkodach jakie można spotkać na trasie toru

✅ tym w jaki sposób przygotowują się zawodnicy i gdzie trenują

✅ emocjach jakie towarzyszą uczestnikom

✅ przyszłości biegów OCR i Runmageddonu

✅ jego recepcie na ruch

Treść całej rozmowy:

T – Tomasz Chomiuk

J – Jarosław Bieniecki

 

T: Cześć, witam was w kolejnym odcinku podcastu Recepta na Ruch. Dzisiaj moim gościem jest Jarosław Bieniecki.

 

J: Cześć.

 

T: Twórca marki Runmageddon, wcześniej współtwórca Biegu Rzeźnika, jak w ogóle się zaczęła ta przygoda z bieganiem? Wcześniej jakieś sporty sam uprawiałeś czy po prostu wpadłeś na pomysł “wymyślę sobie imprezę biegową i zrobię ją w Polsce”.

 

J: W roli organizatora zaczęło się od Maratonu Warszawskiego w 2002 roku, jak wróciłem ze studiów w Stanach, to zaczepiłem Marka Troninę, który już wtedy szefował w fundacji Maraton Warszawski. Powiedziałem, że chciałem coś robić przy maratonie, w ciągu paru tygodni zostałem szefem trasy, nie pamiętam który to był maraton, ale ten w 2002 r. Później przez 2 lata współpracowaliśmy, byłem dyrektorem sportowym. Pisałem regulamin do Półmaratonu Pierwszego Warszawskiego, to wpadłem na pomysł, żeby połączyć to z ideą, którą miał mój brat, czyli challange pt. “przebiegnijmy w jeden dzień Bieszczady”, połączyć to z formułą imprezą biegową. Wtedy jeszcze imprez ultra nie było, poza Kaliską Setką, ale to było po ulicy, a takich trailowych czy biegów górskich, to coś takiego nie istniało.

Zorganizowaliśmy pierwszy, na pierwszy Bieg Rzeźnika przyjechał mój brat z kolegą, ja z kolegą i 6 osób z Polski. Po 10 latach zrobiła to się impreza znana w całym kraju i na dużą skalę. To był początek mój jako organizatora, a wcześniej trenowałem biegi dystansowe.

 

T: Czyli mamy 2022 rok, czyli 20 lecie Biegu Rzeźnika.

 

J: Jakiś benefit powinienem zarobić z okazji 20 lecia jako działacz.

 

T: Oprócz tego bieg z przeszkodami, to tak jak wyczytałem, to 2012 rok, czyli to jest 10 lecie. Tam 20 lecie, tu 10 lecie, także rok dość intensywny.

 

J: Musiały być lekkie przekłamanie dziennikarskie, bo Runmageddon zaczęliśmy w 2014 roku.

 

T: A było coś wcześniej tego typu?

 

J: Jedyna impreza w Polsce, która istniała na jakąkolwiek istotną skalę, w podobnym obszarze, to był Bieg Katorżnika, impreza w Kokotku, miejscowość koło Lublińca, w Lublińcu jest jednostka komandosów i w okolicy tej jednostki działała grupa ludzi, którzy zajmowali się bieganiem, organizowali Maraton Komandosa, Bieg o Nóż Komandosa i błotny bieg – Bieg Katorżnika. Tam kiedyś startowałem, mega ciężkie doświadczenie, ale spodobało mi się.

Wtedy się jeszcze nie zainspirowałem, dopiero po paru latach, jak wracałem z jakiegoś projektu, byliśmy jeszcze na projekcie z ekipą w dużej firmie energetycznej na wschodzie Polski i wracając stamtąd dyskutowaliśmy o tym, co byśmy chcieli robić w życiu. Mówiłem o tym, że świat korporacji mnie już nie kręci, zacząłbym swój biznes i że analizowaliśmy co potrafię, okazało się, że potrafię organizować eventy sportowe, bo już to robiłem, a nawet to lubię.

Szukałem formuły, w której można zrobić coś ciekawszego niż zwykły bieg uliczny, bo wtedy biegów w Polsce było 2-3 tysiące, co za tym idzie, nie chciałem pływać po czerwonym oceanie, mówiąc językiem biznesowym, czyli nie chciałem się pchać tam, gdzie tych ludzi i konkurencji jest mnóstwo. Chciałem wypłynąć na niebieski ocean, czyli tam gdzie konkurencji nie było. Jak zobaczyłem w tej drodze Lublin, Warszawa, taki filmik z biegu Tough Mudder, stwierdziłem, że zdecydowanie to jest coś, co mógłbym robić, czyli co wydaje mi się interesujące dla mnie, a może takich wariatów znajdzie się więcej. Trochę upraszczając, żeby nie iść za długo, zanim zadasz kolejne pytanie, to znalazło się tych wariatów trochę więcej.

 

T: Biegi z przeszkodami mogłeś już podejrzeć, na świecie wtedy dobrze to funkcjonowało.

 

J: Wtedy już nieźle funkcjonowały biegi z przeszkodami w Wielkiej Brytanii, w Stanach oraz trochę we Francji, jeszcze w Niemczech raczkowały. Wyglądało na to, że to jest fala, która z zachodu, jak wiele innych mód, przyjdzie w końcu do Polski. Mówiąc obrazowo, stwierdziłem, że ktoś na tej fali posurfuje i dlaczego nie.

 

T: Na pierwszym biegu zorganizowanym przez ciebie ile było osób? Trochę więcej niż brat i kilka innych?

 

J: Na pierwszym Rzeźniku było nas z 10, a na pierwszym Runmageddonie było około 800 osób.

 

T: To już niezła grupa.

 

J: Fantastyczna lokalizacja, bo na torze Służewiec to zrobiliśmy w Warszawie, pozdrowienia dla Włodka Bąkowskiego, który wtedy był szefem toru Służewiec i umożliwił ten start Runmageddonu, bo rzeczywiście lokalizacja bardzo pomogła. Pierwszych kilka eventów zrobiliśmy tam.

 

T: A teraz ile ludzi w Polsce biega w biegach z przeszkodami?

 

J: Nie mam statystyk z tego roku, natomiast najlepszy rok przedpandemiczny czyli 2019 – rynek biegu z przeszkodami, to było około 100 000 osobostartów w ciągu roku, czyli suma dorosłych osób startujących na wszystkich eventach, czyli ci powtarzający się, ktoś kto biegł 20 razy, jest liczony 20 razy. Takich osobostartów było około 100 000 w Polsce, z tego mieliśmy 70 000 bez kilkuset dorosłych plus 18 000 dzieciaków. Wtedy my jako Runmageddon mieliśmy trochę ponad ⅔ rynku, następnych 5 graczy razem miało około 20%. To nie jest nawet dominacja, to jest hegemonia na rynku.

W pandemii ta hegemonia się pogłębiła, bo robiliśmy eventy a inni nie, po pandemii też wygląda na to, że wróciliśmy z trochę większym przytupem niż reszta. Mieliśmy dorosłych startujących 46 000 w zeszłym roku i kilkanaście tysięcy dzieciaków, także do liczb sprzed pandemii jeszcze nie wróciliśmy, natomiast dumnie zmierzamy w tę stronę w kolejnych latach.

 

T: Jarku a ile biegów, teraz pewnie trochę mniej organizujesz, a jak to było w 2019 roku, jak teraz jeśli chodzi o sam Runmageddon, ile imprez jest?

 

J: W 2019 roku mieliśmy 17 imprez w Polsce oraz 2 zagraniczne, Kaukaz i Sahara. To był hit, bo byliśmy na 3 kontynentach, natomiast teraz z imprez na innych kontynentach zrezygnowaliśmy, a w Polsce zrobiliśmy 15 w tym roku, ostatnia 2 tygodnie temu, także już trochę spokoju w części eventowej naszego biznesu.

 

T: Gratuluję. Powiedz mi w takim razie na czym polega taki bieg i jakie przeszkody można tam spotkać? Jakie są to dystanse, jakie są rodzaje imprez biegowych?

 

J: Samo określenie bieg nie do końca jest właściwe do wydarzeń typu Runmageddon. Ja mówię o tym bardziej, jako wyzwanie, niż jak o biegu. Bieg to jest jedna z form przemieszczenia się od przeszkody do przeszkody. Generalnie cała impreza polega na tym, że ustawiamy się w grupie około 100 osób, takich grup startuje co 15 minut kilkadziesiąt w ciągu dnia. Grupy mają 100-150 osób w zależności od trasy, jest start i biegniemy, trafiamy na kolejne przeszkody, biegniemy bądź idziemy.

To mogą być zasieki pod którymi trzeba się przeczołgać, mogą to być liny, na które trzeba się wspiąć, konstrukcje wymyślne albo mniej, gdzie trzeba przejść używając siły rąk, albo gdzie trzeba się na nie wspiąć, albo takie, gdzie trzeba się przełamać, wspiąć na ścianę czy na linach, zeskoczyć skądś, przenieść ciężar, worek z piaskiem, kłodę albo łańcuch ciężki 30 kg są dla facetów, trochę lżejsze dla kobiet.

Wszystko się odbywa w scenerii raczej leśno-piaskowej, jak tylko jest błoto do wykorzystania bądź przeszkoda wodna, to wrzucamy ludzi czy prowadzimy trasę tak, żeby zahaczyć o to. Jak jest górka, to wiadomo że na górkę też wbiegniemy, jak jest mur w okolicy, to po nim będziemy przechodzić. Czasami przywozimy samochody zniszczone, obracamy je do góry nogami, żeby trzeba się było przez środek przeczołgać. Mamy taką przeszkodę, która się nazywa Indiana Jones, czyli na linie się bujamy i trzeba wskoczyć do wody.

Czasami są zjeżdżalnie z gołą membraną ustawione, kilkudziesięcio metrowe, pompa wlewa wodę a człowiek jak na tym siada, to trochę jak w aquaparku spływa na dół i wpada do sadzawki, która jest na dole albo ją tworzymy. Jest to cała masa przeżyć, które są niecodzienne, których nie zrobisz czy nie doświadczysz wychodząc na trening czy idąc gdziekolwiek indziej na zawody.

 

T: Można się poczuć trochę jak bohater filmu akcji.

 

J: Dokładnie tak, to poczucie najpierw strachu przed wyzwaniem, które podejmujesz, a później mierzenia się z przeszkodami, na końcu satysfakcja “bałem się, ale to zrobiłem, było ciężko, ale jestem na mecie”, to jest to, o co chodzi. Jest jedna różnica między challengem tego typu, a wyzwaniem w postaci biegu ulicznego, dychy, piętnastki, maratonu – polega na tym, że jak dobrym amatorem nie jesteś, to przybiegniesz na metę i możesz sobie powiedzieć “kurczę, fajnie, pokonałem półmaraton, pobiłem życiówkę, godzina 40, ale co to jest godzina 40, jak tam 5 zawodników poniżej godzina 10 przyleciało”. W Runmageddonie samo ukończenie trasy jest celebrowane i traktowane jako duży sukces.

Druga różnica jest taka, że możemy sobie pomagać na trasie. Możemy to na pewno, a nawet w niektórych sytuacjach musimy. Niektóre przeszkody konstruujemy tak, żeby amatorzy nie byli w stanie ich pokonać samodzielnie. Jak jest 3 metrowa ściana, to nie ma szansy żebyś na nią wskoczył, złapał się i podciągnął bo nie dasz rady – ty sprawny jesteś, to może – ale generalnie 99% uczestników musi skorzystać z pomocy kogoś innego. Żeby skorzystać z czyjejś pomocy też trzeba jej komuś udzielić, to jest czad w Runmageddonie, że tworzy się taka naturalna społeczność, Facebook na żywo.

 

T: Tak, czasami biegniesz z kimś nieznajomym, pewnie są osoby, które biegną w parach czy grupach, ale jak idziesz sam, startujesz, to musisz liczyć na kogoś.

 

J: Tak, niecałe 40% ludzi startuje bez drużyny, to jest też ekstra, że ludzie z różnych miast, z różnych subkultur współpracują na trasie. Pamiętam jak wymyślałem tą formułę Runmageddonu, bo ona nie jest prostym skopiowaniem tego, co zobaczyłem na zachodzie, tylko z kilku cyklów wybrałem to, co mi się najbardziej podobało, dodałem coś od siebie i dopiero tak wyszła formuła Runmageddonu. Zarówno jak chodzi o przeszkody, oznakowanie trasy, pakiet startowy, wszystkie te aspekty, one są autorskie.

To co jest zabawną anegdotą – jak zaczynaliśmy informować ludzi o tym, jak ta formuła będzie wyglądać, to wielokrotnie słyszałem jak ktoś mówił “stary, Polacy będą sobie pomagać na przeszkodach? najwyżej się zrzucą”, a okazuje się, że wcale nie jesteśmy zawistnym narodem, tylko jak mamy okoliczności do tego, żeby działać w grupie, żeby sobie pomagać nawzajem, to możemy to robić. Upraszczając, nikt na trasie nikogo nie pyta “na kogo głosujesz”, nikt nie wystawia zębów na to, tylko jestem przekonany, że cała masa ludzi z jednej czy z drugiej strony byłaby bardzo zaskoczona komu pomagali na trasie.

 

T: Z tego wynika, że większość osób, oczywiście czas też ma znaczenie, ale nie biegnie tylko po to, żeby osiągnąć rekord, bo jak chcesz komuś pomóc, to wykorzystujesz swój czas.

 

J: Bieg na czas, oczywiście robimy elektroniczny pomiar czasu i jest to dodatkowa wartość dla uczestników, natomiast nie jest ona tak istotna. Czy jestem gorszym zawodnikiem jeżeli spędziłem 15 minut na przeszkodzie przerzucając ludzi przez nią, niż ktoś kto przebiegł 5 minut przede mną, a nie pomagał? Uważam, że są też tego typu imprezy, które nie mierzą czasu,  wtedy wartość z pomocy jest mniejsza, bo jeżeli ja tracę minuty końcowego wyniku po to, żeby komuś pomóc, to plus pięć punktów do szlachetności tego, co robię.

 

T: Pamiętasz jakąś imprezę szczególnie albo sam w której brałeś udział, utkwiła ci w pamięci? Super trudna czy coś się wydarzyło na takiej imprezie?

 

J: Mnóstwo takich było. Pamiętam pierwszą imprezę, dla mnie to było takim największym elementem ryzyka, działo się to na torze Służewiec i ludzie mieli kawałek trasy, przeszkody do pokonania, a później mieli przebiec przez basen przeciwpożarowy, zaraz obok głównego budynku na Służewcu. Basen w ostatnich tygodniach przed eventem zarósł glonami, to była gęsta zupa, bałem się, że jak pierwszy zawodnik dobiegnie do tej trasy i powie “chyba zwariowaliście, nie wchodzę do tego” to co ja wtedy zrobię.

Jak tylko wystartowała pierwsza seria, to poleciałem ze startu w to miejsce, czekałem aż zawodnicy będą przybiegać i poganiałem ich, żeby wskakiwali do wody, żeby się nie zastanawiali. Tak to poszło, później nigdy się nie zdarzyła taka sytuacja, żeby ktoś powiedział, że zwariowaliśmy, a nawet jeśli tak mówili, to i tak pokonywali przeszkodę czy trasę.

Była też taka impreza pierwsza na Śląsku, którą zorganizowaliśmy, kwiecień 2015, która miała być tzw. wersją classic, bo mamy 5 różnych długości – jest intro 3 km, rekrut 6, classic 12, hardcore półmaraton, zazwyczaj z lekkim vatem i ultra czyli powyżej dystansu maratonu. To był środkowy, miało być 12 km z dodatkiem, wyszło chyba 15, obiecywaliśmy 50 przeszkód na trasie, ale za bardzo ambitnego mieliśmy szefa eventu, który zrobił ich 85. Temperatura była w tygodniu 20 stopni, na start spadła do 4. Połączenie tych wszystkich czynników spowodowało, że to był jeden z najcięższych eventów w historii Runmageddonu. To było potężne wyzwanie dla wielu ludzi, na szczęście mieliśmy za metą ogrzewalnię, która ratowała tych ludzi, ale rzeczywiście wymarzli tam strasznie, paru zawodników trzeba było ściągać z trasy z hipotermią.

 

T: Słyszałem o różnych przygodach, nasz wspólny znajomy Michał opowiadał, że dosyć zimno było jak się zmoczył. Chciałem jeszcze spytać odnośnie przeszkód, mam sporo znajomych, którzy biorą udział w Runmageddonie, bardzo tam się liczą zdjęcia, kto jest bardziej ubrudzony.

 

J: Absolutnie tak, czasami ludzie przed miejscem, gdzie będą robione zdjęcia specjalnie wskakują do błota i smarują twarz, jak my o to nie zadbaliśmy wystarczająco. Żyjemy w świecie, w którym media społecznościowe zrobiły się bardzo istotne i ludzie chcą się pokazać z różnego typu aktywnościami, a z taką aktywnością i pozytywną, zwariowaną i jednak wyzwaniem dla wielu osób, działalnością która jest jednoznacznie dobra, bo każdy chce się pokazać, a jak jeszcze do tego ma coś, co my nazywamy rambo zdjęciem, to tym chętniej to zrobi.

Mamy także na każdym evencie fotografa, który robi zdjęcie na mecie każdemu zawodnikowi i drugi fotograf, który robi rambo zdjęcia na przeszkodzie, czy to ustawiamy go w takim miejscu, gdzie ludzie idą z łańcuchami, po pas w wodzie i te zdjęcia są przekozackie.

 

T: Sam jeszcze nie brałem udziału, ale pewnie spróbuję, a propos zdjęć, ja wiem że to jest super trudna impreza i trzeba się do niej przygotować, a to nie jest tak, że uczestnicy czują się jak duże dzieciaki?

 

J: Tak, absolutnie tak. To jest moment, gdzie można się poczuć dużym dzieckiem, wchodzisz na zjeżdżalnię i zasuwasz, jesteś w butach sportowych i ubraniu ale zasuwasz, wpadasz do wody, nie da się nie mieć z tego radochy. Trochę strachu też jest, na niektórych eventach ustawiamy przeszkodę lodową, zwozimy 20 ton lodu z Władysławowa i wrzucamy to do kontenera i ludzie muszą w brei lodowej przepłynąć pod dechą, którą tam ustawiamy.

Jest super reakcja jak my stopniujemy napięcie na trasie, jakbyśmy to ustawili na początku, to połowa ludzi by powiedziała, że odpuszczają. Jeżeli wcześniej zobaczyli, że myśleli, że nie będą w stanie wspiąć na linę, ale ktoś im pomógł i się wspięli, myśleli, że 50 metrowe zasieki pod górkę albo wręcz przeciwnie, z górki, to jest coś nie do przejścia, a jednak to zrobili i te wszystkie inne przeszkody pokonali, to w takim momencie nie odpuszczą. To jest ten moment, kiedy kolejna przeszkoda jest przyjemnością. Oczywiście jest jakąś trudnością fizyczną, ale czerpią przyjemność z pokonywania przeszkód.

 

T: Jeszcze 2 elementy mnie interesują – przygotowanie, jak się ludzie przygotowują, ile czasu, pewnie zależy od wydolności, gdzie się przygotowują?

 

J: Mega różnie. Są ludzie, ileś razy słyszałem od trenerów crossfitu czy zawodników sportów walki, mówią że “nie nie, w Runmageddonie jeszcze nie, muszę się przygotować” – ja mówię “zwariowałeś, popatrz na siebie”, nie wiem jak można to sobie w głowie ustawić, ale może mamy zbyt hardcorową komunikację. Runmageddon jest do pokonania, jak się trafia na trasę, to dobrze ponad 90% trasę rekruta czy intro pokona. To jest trochę jak z maturą, wszyscy się boją, ale wszyscy zdają.

Z drugiej strony podam przykład, są tacy, którzy są świetni fizycznie, a się boją wystartować, są tacy, którzy powinni się zastanowić, a jednak startują, przykład firmy, która niecałe 200 osób wystawiła, gdzie mieli 200 pracowników, wystawili ich w Myślenicach, na trudnym evencie. Zamiast rekruta wrzucili ich na classica, bo niedziela bardziej pasowała niż sobota. Grupa ludzi nie jakoś wyjątkowo sprawnych, bo to prawie wszyscy z firmy byli, trafili na trasę i z 200 osób 2 nie ukończyły. To się da zrobić, natomiast wymordowali się strasznie, ja bym polecał rekruta na początek. Dobrze jest się przygotować, ale nie trzeba być super przygotowanym, żeby wystartować. Naszym hasłem jest siła i charakter, trochę upraszczając, jak nie masz siły, to nadrobisz charakterem.

 

T: Fajna wiadomość, można się zapisywać, większość osób, które nas oglądają pokonają przeszkody.

 

J: Pokonają przeszkody, bo tak jak mówiłem, bieg jest jedną z form przemieszczania się między przeszkodami, zwłaszcza w drugiej połowie dystansu nie najczęstszą. Jak mamy wodę po kolana czy błoto po pas, to tam się nie pobiegnie. Tam gdzie mamy strome podejścia pod górkę czy zasieki, to też się nie pobiegnie. Bardzo często zwłaszcza w drugiej połowie dystansu ludzie idą, nie trzeba umieć przebiec na raz 6 km, żeby wystartować w 6 km rekrucie.

 

T: Drugi element, o który chciałem spytać, większość osób może przebiec, ale jednak jest dużo przeszkód, jak jest z kontuzjami? Zdarzają się często?

 

J: Przereklamowany temat. Przed rozmową śmiałem się, że powinniśmy mieć współpracę z dużą siecią fizjoterapeutów, jako że ich wspieramy. Sytuacja wygląda tak, że my to mierzymy, po każdym evencie od samego początku istnienia Runmageddonu robimy statystyki. Kontuzje, które wymagają SORu, to cały czas mamy poniżej promila, tzn. na 1000 osób, które startuje niecała jedna trafia na SOR. To są czasami skręcenia, czasem złamania, chociaż złamania na takim evencie na 5000 ludzi to musimy mieć 2-3 eventy, żeby mieć jedno złamanie.

Mamy też tak, że na jakiejś przeszkodzie 2 osoby złapią kontuzję to poddajemy ją obserwacji, jak trzecia złapie kontuzję to wyłączamy całkowicie przeszkodę. Mamy ich na tyle, zawsze obiecujemy jakąś liczbę, ale na trasie jest ich więcej, więc jak wyłączymy jedną to się nic nie stanie, niektórzy się ucieszą. Porównać to ze stokiem narciarskim, 1000 osób jadących na narty – kontuzję łapie trochę więcej niż u nas. Jak nas porównać z zimowym narodowym, to tam współczynnik wynosi 1 do kilkudziesięciu, czyli kilkanaście razy częściej ludzie łapią kontuzję idąc na zimowy narodowy, niż w nas.

 

T: To też cieszy. Powiedz mi jeszcze jak mamy mocnych zawodników, jak oni sobie radzą na arenie międzynarodowej, bo tego typu imprezy pretendują do tego, żeby być sportem olimpijskim.

 

J: Tak, pretendują, zobaczymy jak pójdzie z tym tematem, ale komitet olimpijski to jest takie ciało, które ma bardzo dużą inercję, więc zobaczymy czy to się wydarzy w najbliższych kilku igrzyskach. Zawodników mamy bardzo przyzwoitych, w Polsce poziom zawodników jest taki, że jak są organizowane mistrzostwa europy czy świata, to zawsze ktoś z Polaków wraca z medalem.

Tam jest dziwna klasyfikacja, bo jest kategoria open, w której startują teoretycznie najlepsi, ale część z tych najlepszych przesyła się do kategorii wiekowych, bo jeśli jesteś w open, to nie jesteś w wiekówce i na odwrót. Czasem ci z wiekówki mogliby wygrać z tymi z open, ale zdecydowali się na start w kategorii wiekowej. W kategoriach wiekowych mamy bardzo często po kilka medali po stronie kobiet i mężczyzn. Jakość tego jest wysoka, a jeszcze w ramach całego sportu pt. biegi z przeszkodami wyłoniła się formuła, która teraz najczęściej funkcjonuje pod nazwą Ninja, czyli 100 metrowe tory usłane przeszkodami.

 

T: Ekstremalna?

 

J: Tak, ale ludzie którzy tam startują to ja ich podziwiam, ale to inna kategoria człowieka. To co oni robią na tych przeszkodach, to jest totalne wariactwo i w tym też mamy 2 czy 3 zawodników, którzy są w absolutnej światowej czołówce, jak są organizowane mistrzostwa świata to zawsze są w top 8, a często zdobywają medale.

 

T: W jakim kierunku idą biegi OCR? Co się będzie działo? Miałeś okazję obserwować co się działo na przestrzeni tych kilku czy kilkunastu lat, jak wcześniej się tym interesowałeś, co będzie dalej? Albo co planujesz dalej?

 

J: Wydaje mi się, że na polskim rynku będzie to, co my zaplanujemy. Nie liczyłem rynku po tym sezonie, ale podejrzewam, że między 70-80% tego rynku mamy, nikt nie ma takich możliwości ani poziomu ambicji, żeby wyjść z czymś radykalnie nowym. My radykalnych zmian też nie szykujemy, ta formuła świetnie się sprawdza, daje ludziom z jednej strony motywację do treningu, wielokrotnie już słyszałem, ludzie mówili, że nigdy nie mieli takiej motywacji do treningu, od czasu kiedy zapisali się na Runmageddon, bali się i trenowali.

Nikt nie ma takich ambicji, żeby pójść dalej. Mamy zmiany, powiedziałbym że kosmetyczne, jak chodzi o sam charakter imprezy. Oczywiście dodamy przeszkody, będą nowe formuły, nowe lokalizacje, natomiast to nie będzie coś radykalnie innego. Pytanie jak długo to się utrzyma – nie wiem, mega trendy czy meta trendy które nas wspierają, to jest popularność mediów społecznościowych, dwa tendencja do tego, żeby być fit, być zdrowym, dobrze wyglądać. Ta tendencja też jest czymś, co nas wspiera. Załamania tych trendów nie przewiduję.

 

T: Tutaj to rośnie cały czas, dobrze że świadomość też rośnie.

 

J: Tym więcej ludzi powinno chcieć startować w biegach z przeszkodami, w Polsce w Runmageddonie i podobnych.

 

T: Polska, a planujesz gdzieś poza Polskę imprezy organizować?

 

J: Tak, natomiast jedna lokalizacja, która ma szansę się pojawić zagraniczna będzie ogłaszana w najbliższych tygodniach, więc tego jeszcze nie zdradzam, to też będzie spektakularna lokalizacja, choć bliżej naszych granic. Do formuły imprez daleko zagranicznych czy egzotycznych jeszcze nie wracamy, teraz jesteśmy na etapie – wracając do tematu biznesowego – opracowania wizji jak Runmageddon ma wyglądać za parę lat i co się będzie działo w biegach z przeszkodami w Polsce i w niedalekiej zagranicy, to będę ci w stanie lepiej odpowiedzieć za 2 miesiące.

Generalnie na świecie część sportowa będzie ulegała dalszej standaryzacji. Zawodnicy będą chcieli standaryzacji przeszkód, jeżeli poważnie podchodzę do treningu, to chcę mieć pewność, że każdą przeszkodę potrafię pokonać i że im więcej powtórzeń zrobię, tym lepiej ją pokonam. Jeżeli przeszkody się zmieniają i na jednych mistrzostwach są takie, a na innych takie, to trudno mi się przygotować. Standaryzacja uważam, że będzie postępować i ona jest niezbędna do tego, żeby zmierzać w stronę igrzysk, nawet jako konkurencja pokazowa.

 

T: Ostatnie pytanie, które zadaję prawie wszystkim gościom – jaka jest twoja recepta na ruch?

 

J: Moja recepta na ruch, to wybrać sobie taką formę ruchu, która nam pasuje i albo dobrać sobie kumpla na kajak, tzn. kogoś, kto będzie robił to z nami albo wybrać sobie cel, np. cel startowy albo cel jak chodzi o liczbę pokonanych kilometrów, a potem w zdyscyplinowany sposób to realizować. To nie brzmi turbo sexi, ale zmierzam do tego, że jeżeli cię nie kręci bieganie, to nie biegaj, zagraj w squasha, tenisa, ping ponga, pojeździj na rowerze, zobacz co ci się podoba i rób to, a nie biegaj, bo bieganie jest modne.

 

T: To jest cała prawda, zgadzam się całkowicie. Trudno się zmusza do tego, czego nie lubimy.

 

J: Można, tylko po co.

 

T: Jarku, dziękuję ci bardzo.

 

J: Dzięki.

 

T: Przypominam wam, że podcast co środę o godzinie 12:00, zapraszam do słuchania, oglądania, ale też komentowania, może też macie pomysły na ciekawy temat, a ja spróbuję go zrealizować. Dzięki, do zobaczenia.

 

J: Cześć.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *